Austria, Hallstatt – WYCIECZKA po niezwykle urokliwym miasteczku położonym nad jeziorem w Alpach Salzburskich
Hallstatt to niewielka miejscowość położona w Górnej Austrii, w regionie Salzkammergut słynącym niegdyś z wydobycia soli kamiennej. Okolica pełna jest zarówno zapierających dech w piersiach górskich widoków (Alpy Salzburskie) jak i zabytków z bogatej przeszłości tych ziem. Przeczytajcie jak minął nam weekend w Hallstatt.
Będąc kilkakrotnie w Salzburgu słyszeliśmy o pięknej miejscowości Hallstatt położonej niedaleko w górach na jeziorem o tej samej nazwie. Ale jakoś nigdy nie mieliśmy czasu ani możliwości by się tam wybrać. Z Salzburga do Hallstat to tylko 75km drogą krajową przez St.Gilgen albo 86km przez Mondsee częściowo autostradą. Obie drogi schodzą się w miejscowości Bad Ischl skąd już tylko parę kilometrów do Hallstatt.
Z Polski też nie jest daleko, do Hallstatt można dojechać w jeden dzień a nawet krócej z południa Polski, np. z Katowic to niecałe 680km kierując się na Brno i Wiedeń.
Hallstatt i okolice na długi weekend to realna i bardzo dobra propozycja. A i nam wreszcie udało się tam wybrać.
Podróż w jedną stronę zajęła nam prawie cały dzień z przystankami na obiad i zakupy w Czechach. Do Hallstatt dotarliśmy zatem już pod wieczór – w sam raz na kolację i lokalne piwo. Hallstatt w nocy jest bardzo ładnie oświetlony, zatem już pierwszego wieczoru, podczas spaceru po kolacji dokonaliśmy wstępnych oględzin miasteczka. I już od pierwszych chwil wiedzieliśmy że to bardzo ciekawe, wręcz magiczne miejsce.
Hallstatt top niezwykle urokliwe miasteczko położone nad jeziorem o tej samej nazwie w Alpach Salzburskich. Następnego dnia rano było nieco mgliście ale słońce szybko przejęło inicjatywę i poranne mgły ustąpiły. Zaraz po śniadaniu wybraliśmy się na zwiedzanie miasteczka i jego atrakcji. Zaczęliśmy od spaceru biegnącą nad jeziorem ulicą Seestrasse. Hallstatt jest malowniczo usytuowane nad jeziorem o tej samej nazwie w otoczeniu Alp Salzburskich. Po jednej stronie zatem możemy podziwiać wznoszące się na wzgórzu zabudowania Hallstatt a po drugiej stronie jeziora widać już góry a także pojedyncze zabudowania w tym biały, okazały pałac, którego jednak nie mieliśmy okazji zwiedzić (coś przecież trzeba zostawić na następny raz…).
Okolica iście malownicza, zwłaszcza w promieniach wschodzącego słońca.
Cały ten region zwany Salzkammergut został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą „krajobraz kulturowy Hallstatt-Dachstein Salzkammergut”.
Miasteczko Hallstatt zaś jest najważniejszym ośrodkiem regionu i jego perełką architektoniczną.
Nic więc dziwnego, że do tego regionu a zwłaszcza do Hallstatt ciągną co roku tłumy turystów. Chociaż rano jeszcze ich nie widać, co daje nam lekką przewagę i możliwość zwiedzania bez tłoku.
Dochodzimy do centralnego punktu miasteczka czyli Marktplatz (rynek). Kamienice w rynku są pięknie odnowione z iście austriacką starannością i dbałością, zresztą inne budynki poza rynkiem także. Pełno też kwiatów na balkonach – to wszystko powoduje, że miasteczko Hallstatt jest naprawdę urocze i klimatyczne. W kamienicach w rynku mieszczą się restauracje, bary oraz sklepiki z pamiątkami. Na środku rynku stoi fontanna, przy której fotografują się już pierwsi dziś turyści.
Takim statkiem odbywają się rejsy wycieczkowe po Jeziorze Hallstatt. Kierujemy się w stronę ewangelickiego kościoła z 1863 roku, którego strzelista wieża jest doskonale widoczna z rynku. Kościół jest otwarty dla zwiedzających i jak na protestancką świątynię jest dość bogato zdobiony. Wychodząc z kościoła skierowaliśmy się ku brzegu jeziora by sprawdzić godziny rejsów wycieczkowych po Jeziorze Hallstatt.
Dostępne są dwie trasy wycieczek po jeziorze z Hallstatt:
– krótsza, trwająca około 50 minut, po południowej części jeziora (w kierunku Obertraun)
– dłuższa, trwająca 1 godzinę i 15 minut, po północnej części jeziora (w kierunku Steeg)
Zastanawialiśmy się, która trasa będzie ciekawsza ale wyręczył nas podpływający właśnie statek. Zabierał on turystów w dłuższą trasę na północ jeziora – zatem problem wyboru się rozwiązał sam bo następny statek wycieczkowy po południowej części jeziora miał być za pół godziny.
Bez tłoku (10:00 rano) wsiedliśmy zatem na ten statek, a że pogoda była słoneczna usiedliśmy sobie na górnym pokładzie. Statek obsługiwany jest przez przedsiębiorstwo rodzinne – mama steruje statkiem a syn (jak się domyślaliśmy) zajmował się pakowaniem rowerów na statek oraz obsługą zamówień – podczas wycieczki można było skorzystać z mini-baru i zamówić kawę, napoje chłodzące oraz piwo. Wybór rzecz jasna prosty – zamówiliśmy piwo, później drugie by jeszcze lepiej rozkoszować się urokami wycieczki
Statek pływa wzdłuż brzegów jeziora, przystając czasem by zabrać bądź wysadzić turystów – niektórzy zabierają rowery by wysiąść na północnym brzegu jeziora i wzdłuż jego brzegu dojechać z powrotem do Hallstatt. To może być ciekawa przejażdżka, bo widoki przepiękne a i ruchu sporo – może następnym razem skorzystamy. Wypływając z Hallstatt słońce świeciło nam w plecy, za to przy powrocie można było opalić twarz.
Miasteczko Hallstatt jest naprawdę urocze i klimatyczne. Wracając zbliżamy się do Hallstatt od strony północnej – to z tego miejsca pochodzi najwięcej pocztówek z widokiem miasteczka na tle jeziora i Alp Salzburskich. Naciskam kilkakrotnie spust migawki – tym samym jestem kolejnym z miliona turystów odwiedzających i fotografujących to piękne miejsce.
Przy okazji – wiecie jakie hasło jest na stronie internetowej Hallstatt (http://www.hallstatt.net)? – ano takie:
„Hallstatt – Das Original. Millionenfach fotografiert – einmal kopiert – nie erreicht.”
Co w wolnym tłumaczeniu na nasz język oznacza ni mniej ni więcej tylko:
„Hallstatt – jedyny oryginał. Sfotografowany miliony razy – raz skopiowany – zawsze bez skutku.”
Hasło wzięło się stąd, że miasteczko cieszy się dużą popularnością również wśród chińskich turystów, którzy tu chętnie przyjeżdżają (sporo ich też było podczas naszego pobytu). I nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że Chińczycy pozazdrościli miasteczku tej popularności i… skopiowali Hallstatt u siebie w miejscowości Huizhou w prowincji Guangdong (budowa trwała rok i kosztowała około 940 milionów dolarów).
Oczywiście, jak to przy kopiach „made in China” bywa, Chińczycy nie zadali sobie trudu by zapytać oryginalnych gospodarzy miasteczka o zgodę ani też o prawa autorskie czym doprowadzili do międzynarodowego skandalu a samych Austriaków do furii. Ale na tym się skończyło – dziś mamy zatem dwa miasteczka Hallstatt do zwiedzania.
Podpływamy do brzegu i wysiadamy w miejscu, w którym wsiadaliśmy. Zatem znów jesteśmy w centrum Hallstatt. Mamy jeszcze okazję popłynąć w drugą trasę – po południowej części jeziora, ale to może innym razem. Pogoda coraz ładniejsza a my kierujemy się ku widocznemu na niewielkim wzgórzu katolickiemu kościołowi parafialnemu. Kościół Wniebowzięcia NMP w obecnym kształcie pochodzi z 1505 roku i jest wartym obejrzenia zabytkiem (wstęp wolny). Po obejrzeniu kościoła skierowaliśmy się ku innej atrakcji tego miejsca czyli kaplicy czaszek (wstęp 1,5 Euro) znajdującej się obok kościoła, przy samym cmentarzu.
Kościół parafialny w Hallstatt otoczony jest bowiem maleńkim cmentarzem, na którym grzebano parafian z Hallstatt (zarówno katolików jak i ewangelików). A ponieważ miejsca do grzebania było niewiele to po 10-15 latach od pochówku dokonywano ekshumacji, zaś kości i czaszki zmarłych po oczyszczeniu umieszczano w dolnej części kaplicy św.Michała zwanej Beinhaus.
Kaplica czaszek to szczególna „atrakcja” miasteczka. Niektórzy mogą jednak poczuć się nieswojo pośród 1200 ludzkich czaszek starannie ułożonych w rzędach (i to rodzina po rodzinie) a także kilku tysięcy piszczeli pod nimi. Większość czaszek ma wypisaną datę śmierci zmarłego „właściciela”, jego nazwisko i zawód.Tradycja ta rozpoczęła się w 1720 roku i trwała aż do roku 1995 kiedy to po raz ostatni powiększono zbiór o kolejne ludzkie szczątki. Były nimi ekshumowane szczątki zmarłej w 1983 kobiety, której ostatnim życzeniem był właśnie wieczny spoczynek w tym miejscu. Czaszka tej kobiety znajduje się w centralnej części kaplicy obok krzyża.
Kaplica czaszek to szczególna „atrakcja” miasteczka. Niektórzy mogą jednak poczuć się nieswojo pośród 1200 ludzkich czaszek starannie ułożonych w rzędach (i to rodzina po rodzinie) a także kilku tysięcy piszczeli pod nimi.
Większość czaszek ma wypisaną datę śmierci zmarłego „właściciela”, jego nazwisko i zawód. Ciekawostką jest też fakt, że ponad połowa tj. 610 czaszek zostało ozdobionych kolorowymi malowidłami w zależności od płci zmarłego: korona z kwiatów charakteryzuje czaszki kobiet a wieniec laurowy czaszki mężczyzn.
[php function=2]