Indonezja, Jawa – wyprawa na czynny wulkan BROMO z Surrabaya – WYCIECZKA

Jak się już napatrzymy na wulkany o wschodzie Słońca (widać bowiem nie tylko Bromo ale i znacznie wyższy Semeru) to wsiadamy z powrotem do naszego jeepa i jedziemy pod sam wulkan. Przejazd przez czarne, wulkaniczne piaski kaldery jeepem jest szybki i dość krótki, bolą jednak trochę kości.
Jedziemy do podnóża wulkanu Bromo.Pod wulkanem wychodzimy z jeepa i kierujemy się już na krater. Można wynająć konia (wersja dla leniwych) co często robią Indonezyjczycy ale nie da się na nim dojechać do samego szczytu. Ostatnią, najbardziej stromą część podejścia trzeba pokonać samemu (około 250 schodków wiedzie na szczyt Bromo od miejsca zejścia z konia).
Po drodze na szczyt możemy się zaopatrzyć w pęczek kwiatów, które na szczęście należy wrzucić do krateru. jeśli wypowiemy w tym momencie życzenie to podobno się spełni. Ja życzyłem sobie żebym jeszcze raz mógł odwiedzić Bromo, ale jak na razie jeszcze się to nie spełniło.
W tym momencie warto zaznaczyć, że Bromo to nie tylko duża atrakcja turystyczna. Wulkan Bromo bowiem oprócz turystów zagranicznych, cieszy się również dużym poważaniem wśród lokalnych mieszkańców, którzy choć są muzułmanami (jak większość Indonezyjczyków) to jednak kultywują również starodawne tradycje.
Czczą oni górę organizując procesje na krawędź krateru, podczas których wrzuca się do niego różne dary w postaci owoców, kwiatów a niekiedy i zwierząt (może to rodzaj naszych dożynek?).
U stóp wulkanu Bromo znajduje się niewielka hinduistyczna świątynia, która przypomina o religijnym znaczeniu wulkanu.
O religijnym znaczeniu góry przypomina też niewielka hinduistyczna świątynia, która wznosi się u podnóża Bromo. Świątynia nazywa się Pura Luhur PotenTo w niej odbywa się raz w roku, w środku nocy ceremonia zwana Kasada, podczas której okoliczni mieszkańcy oddają cześć wulkanowi Bromo i składają ofiary mieszkającym w tej świętej górze duchom.
Dochodzimy do krawędzi krateru. Stąd jakieś 100 metrów pod nami widać już żółty otwór w Ziemi, z którego wydobywa biały, siarkowy dym. Hmm…zapach piekła.
Te żółte plamy na kraterze to oczywiście siarka.Nie bacząc na zapachy, przysiadamy nad kraterem i wyjmujemy termos z kawą. Część wypiliśmy czekając na wschód Słońca w punkcie widokowym, teraz kolej na resztę. Kawa w takim miejscu smakuje wyśmienicie ale na oczekiwanie na wschód Słońca poleciłbym raczej „górską herbatę” czyli taką wzmocnioną, z „prądem”. Przed brzaskiem jest dość zimno, czego mało kto się spodziewa w położonej na równiku Indonezji. Można jednak kupić czapkę i polar u miejscowych sprzedawców.
Miejsca na kraterze nie jest za wiele a nowi turyści wciąż dochodzą. Czas więc zejść na dół. Zejście zajmuje znacznie mniej czasu niż wejście, po chwili jesteśmy na dnie kaldery. Zwiedzamy wspomnianą świątynię hinduistyczną (z zewnątrz) oraz spacerujemy nieco po okolicy. Następnie wsiadamy do jeepa, który nas odwozi na parking. Stąd już po obejrzeniu straganów z pamiątkami wracamy do Surrabaya. W hotelu jesteśmy na spóźnione śniadanie. Musimy też się nieco zregenerować i odespać nieprzespaną noc.
Garść praktycznych informacji:
- Indonezja jest krajem dużym i położonym na wielu wyspach. Najważniejsze z nich to: Sumatra, Jawa, Borneo (dzielone z Malezją i Brunei), Celebes (Sulawesi) i Nowa Gwinea (dzielona z Papuą Nowa Gwineą).
- Jawa (na której znajdują się opisane wulkany) jest najłatwiej dostępną wyspą dla turysty z Europy. Tu bowiem znajdują się dwa największe miasta i jednocześnie międzynarodowe porty lotnicze Indonezji: Dżakarta i Surrabaya.
- Najłatwiej z Europy dolecieć bezpośrednio do Dżakarty a stąd samolotem (np. linii Garuda Indonesia), pociągiem lub autobusem do Surrabaya. Pociągi są bardzo tanie ale powolne i powiedzmy sobie niezbyt komfortowe. Lepszy jest dalekobieżny autobus (sporo takich kursuje pomiędzy Dżakartą a Surrabaya).
- Do Surrabaya można też bezpośrednio dolecieć z innych azjatyckich dużych międzynarodowych lotnisk takich jak Singapur, Kulala Lumpur w Malezji czy Bangkok w Tajlandii.
- Na wulkan Bromo czy też Ijen najłatwiej zorganizować wyprawę właśnie z Surrabaya bo najłatwiej jest tu dotrzeć z Europy. W zależności od czasu jakim dysponujemy oraz zasobności portfela można sobie zorganizować kilkudniowy trekking po Parku Narodowym Bromo-Tengger-Semeru wchodząc na wulkany.
- Surrabaya, to drugie pod względem liczby mieszkańców miasto Indonezji co widać i czuć (kanały!). Surrabaya nie sprawiła jednak na nas wrażenia miasta niebezpiecznego. Choć nie jest typowym miastem turystycznym to jest raczej przyjazna turystom, przynajmniej do zmroku. Można spokojnie chodzić po ulicach, zwiedzać i robić zakupy. Miasto leży nad morzem (to ważny port), są też plaże miejskie ale niezbyt czyste – do tych na Bali nie można ich porównać.
- Z Surrabaya, za pomocą lokalnej komunikacji autobusowej bez problemu dojedziemy do wielu okolicznych miasteczek. Bilety kupujemy w kasie dworca autobusowego, ewentualnie u kierowcy nie zważając na licznych naciągających turystów niezależnych „sprzedawców biletów”. Sprzedawane przez nich bilet niestety nie są ważne.
Rikszarz śpiący w swojej rikszy wprost na ulicy. Nie chcielismy go budzić więc poszliśmy dalej pieszo.
- Lokalnym autobusem dojedziemy zatem z Surrabaya do jednego z małych miasteczek w okolicy samego wulkanu np. do Yogyakarty. Tam musimy poszukać noclegu (najtańsze bez klimatyzacji to koszt poniżej 10 USD) oraz miejscowego biura podróży lub po prostu transportu do parku narodowego skąd dalej wynajmujemy jeepa aż do punktu widokowego i Bromo (najtaniej to wychodzi w 4 osoby). Wejście do Parku Narodowego Bromo-Tengger-Semeru jest płatne ale to groszowe opłaty dla Europejczyka.
- Jeśli nie mamy dużo czasu to można też wykupić opisaną nocno-dzienną wycieczkę na Bromo (bezpośrednio z Surrabaya, bądź też z Malang lub z Yogyakarty).
Dla lepszej orientacji zapraszam również do obejrzenia zdjęć w galerii (kliknij na link).
Przejdź do strony: 1 2
loading...